poniedziałek, 10 listopada 2014

Chapter three

- Cześć Mel! - Szatyn szeroko uśmiechnął się do blondynki i ją do siebie przytulił.
- Cześć Jay! - Zaśmiała się i odwzajemniła jego gest. Kiedy się już od siebie odsunęli chłopak popatrzył się na mnie.
- Cześć Rose... Ślicznie wyglądasz. - Delikatnie się do mnie uśmiechnął. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam się na niego obojętnym wyrazem twarzy, chodź w głębi siebie czułam, że jeślibym mogła, to bym go pobiła i wykrzyczała mu jeszcze raz to wszystko co mu powiedziałam kiedy ze sobą zrywaliśmy. Mimo, że nasz związek zakończył się pół roku temu, to i tak każde spotkanie z nim boli. Cholernie boli.
- Wiecie nie chce wam przeszkadzać, sam się śpieszę, więc nie będę was zatrzymywać. Pa. - Jeszcze raz przytulił Mel i popatrzył się na mnie wzrokiem jakiego u niego jeszcze nigdy nie widziałam. Jakby żałował tego, co mi zrobił. Odgoniłam tę myśl od siebie i odwróciłam głowę. Chłopak westchnął i odszedł.
- Długo się znacie? - Popatrzyłam się na blondynkę.
- Od zawsze. - Uśmiechnęła się do mnie.
- A podoba ci się? - Dziewczyna zrobiła duże oczy.
- Czemu się pytasz?
- Bo nie wiem, czy mam cię przed nim ostrzegać, czy nie.
- Aha. Nie podoba mi się, a nawet jakbym była w nim zabujana, to i tak nic by z tego nie wyszło, bo jest moim kuzynem. - Szeroko się  do mnie uśmiechnęła.
- On jest twoim kuzynem?
- Tak, ale nie widujemy się często. Tylko na jakiś ważniejszych imprezach, jak urodziny, czy imieniny kogoś z rodziny, i to nie zawsze, bo czasami nie chce mi się jeździć i zostaje w domu.
- Aha.
- A tak apropo imprez, to który jest dzisiaj?
- Pierszy Lipca, a czemu pytasz?
- O Boże!! Kompletnie zapomniałam!! Dzisiaj Susie robi imprezę urodzinową!! Chodź szybko, musimy się na nią przygotować!!! - Chwyciła mnie za rękaw i pociągnęła w stronę sklepów...
~*~
Siedziałyśmy u mnie w pokoju i przygotowywałyśmy się na urodziny Susan. Nie znam dziewczyny, ale Mela zapewniła mnie, że i ona i reszta jej paczki na pewno mnie polubią. Nie byłam tego tak bardzo pewna, ale blondynka nie dała się przegadać i sama poszła do mojej mamy i wszystko załatwiła. 
- To o której Mike nas tam zawiezie?! - Spytałam się przyjaciółki w trakcie nakładania tuszu na rzęsy.
- Twoja mama powiedziała, że zawiezie nas o 18:00, a jest wpół do, więc mamy jeszcze trzydzieści minut.
- No to spoko. - Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i wyszłam z łazienki. - I jak wyglądam? - Popatrzyłam się na blondynkę i obróciłam dookoła własnej osi.
- WOW! Wyglądasz genialnie! Ślicznie! - Klasnęła w dłonie i szeroko się uśmiechnęła. 
- Ty też wyglądasz pięknie. - Uśmiechnęłam się do niej. Ja byłam ubrana tak, a Melanie tak.
- Gdzie położyłaś prezent? - Popatrzyła się na mnie.
- Jest na moim biurku. - Na moje słowa blondynka podeszła do mebla i schowała naszyjnik z sówką i kolczyki sówki do pudełeczka, a później do torebeczki.
- Dlaczego zerwałaś z Jay'em? - Usiadła obok mnie na moim łóżku i uważnie mi się przyjrzała. Przymknęłam oczy wzięłam głęboki wdech. Wiedziałam, że o to zapyta.
- Bo bawił się moimi uczuciami, bo cały czas mnie oszukiwał i zrobił ze mnie totalną idiotkę. - Popatrzyłam się przed siebie i poczułam jak po moim policzku spływa pojedyncza łza, którą od razu starłam wierzchem dłoni.
- Bolało cię to prawda?
- Nawet nie wiesz jak. Najgorsze było to, że on mnie zdradzał i okłamywał jednocześnie. Wyobraź sobie, że pewnego dnia szłam sobie jedną z ulic w Palm Springs i zobaczyłam jego siedzącego w kawiarence z jakąś dziewczyną i bynajmniej to nie była jego koleżanka. Weszłam do tej kawiarni, podeszłam do nich i grzecznie się spytałam kim ona jest. On odszedł ze mną kawałek od stolika i powiedział, że to jest jego kuzynka. Uwierzyłam mu, bo dlaczego nie miałam? Wcześniej nigdy mnie nie okłamał, a przynajmniej to kłamstwo nie wyszło na jaw. Tydzień po tym wydarzeniu spotkałam się przez przypadek w centrum handlowym z tą dziewczyną i dowiedziałam się, że to nie jest jego kuzynka i to ona myślała, że ja nią jestem. Jak się okazało miała z nim wtedy spotkanie, więc razem na niego poczekałyśmy. Jak przyszedł od razu z nim zerwałam, i od tamtej pory nie chcę mieć z nim nic wspólnego. - Popatrzyłam się na Mel. - Dobra koniec tego użalania się nad sobą. Chodź do kuchni napić się wody i uśmiech, bo idziemy na imprezę. - Szeroko się uśmiechnęłam i pociągnęłam dziewczynę za sobą. Zeszłyśmy do kuchni i nalałam nam do szklanek przeźroczystej cieczy.
- Trzeba was już odwieźć nie? - Do kuchni wszedł Mike.
- No dobrze by było. - Uśmiechnęłam się do brata i wzięłam łyk napoju.
- To dajcie mi dwie minuty. Muszę się przebrać, bo jestem cały usmarowany smarem. - Powiedział i pobiegł do swojego pokoju. Przeszłam z dziewczyną na korytarz i zarzuciłam na siebie kurtkę, a Mela założyła sweter. Czekałyśmy na Michael'a, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i nie patrząc się przez wizjer je otworzyłam.
- Jason?! Co ty tutaj robisz? Skąd wiesz gdzie ja mieszkam? - Popatrzyłam się zszokowana na chłopaka. Byłam jednocześnie i zdziwiona i zła.
- Możemy porozmawiać? - Zignorował moje pytania.
- Nie. - Wypowiadają te słowa z góry zszedł Mike. - Nie mam teraz czasu... Zresztą dla ciebie nigdy nie będę miała. - Wyminęłam go i podeszłam do samochodu brata. Michael otworzył mi i Mel drzwi i pomógł wsiąść do pojazdu, po czym sam to zrobił i ruszyliśmy. Melanie mówiła mojemu bratu którędy ma jechać i na miejscu byliśmy 10 minut później.
- Dzięki. - Cmoknęłam brata w policzek i wysiadłam z Mel z samochodu. Chłopak się zaśmiał i odjechał. Podeszłyśmy do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Po chwili otworzyła nam uśmiechnięta szatynka.
- Cześć Mel!!! - Krzyknęła i powiesiła się na szyi blondynki.
- Cześć Sus! - Dziewczyna się zaśmiała. Weszłyśmy do środka i miałam chwile czasu na rozejrzenie się po mieszkaniu. Znajdowałyśmy się w obszernym holu. Po prawo znajdowały się schody na wyższe piętro, a za nimi było przejście w kształcie łuku, jak mniemam do kuchni. Po lewej stronie takie samo przejście było do salonu, który był niżej niż reszta domu, ponieważ trzeba było zejść po trzech płaskich schodkach. Na końcu korytarza po lewej stronie zauważyłam białe drzwi i założę się, że tam będzie łazienka, a na wprost były wielkie szklane drzwi, które prowadziły do ogrodu.
- Susan poznaj moją przyjaciółkę Rose. Poznałam ją na kolonii.
- Cześć. - Szatynka szeroko się do mnie uśmiechnęła i wyciągnęła do mnie rękę. - Jestem Susan, ale możesz do mnie wołać Sus, lub Susie, albo jakkolwiek inaczej. Delikatnie się zaśmiała.
- Hej. - Uścinęłam jej dłoń. - Ja jestem Rosemary, ale mów do mnie albo Rose, albo Rosie, bo nienawidzę, jak do mnie się woła Rosemary.
- Spoko. Zapamiętam. - Tym razy obydwie się zaśmiałyśmy.
- Wy tu gadu gadu, a ty jeszcze nie dostałaś prezentu. - Mela podała szatynce torebeczkę z prezentem. Dziewczyna wyjęła z niej pudełeczko, a następnie je otworzyła.
- O MAMO!!! To jest piękne!! Dziękuję kochane. - Przytuliła każdą z nas po kolei.
- Wiedziałam, że ci się spodoba. - Blondynka szeroko się uśmiechnęła.
- Idźcie do ogrodu, bo tam jest impreza. Ja zaraz dołączę, tylko odniosę biżuterię. - Posłała nam ciepły uśmiech i kilkoma susami pokonała schody. Ruszyłyśmy korytarzem i kiedy przeszłam przed drzwi tarasowe moim oczom ukazał się wielki ogród z mnóstwem ludzi.
- WOW. Nie mówiłaś, że będzie tu tyle ludzi. - Szepnęłam do blondynki.
- Bo sama nie wiedziałam. Widzę ich! Chodź! - Krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę. Zeszłyśmy po schodkach z tarasu na kamienną ścieżkę i ruszyłyśmy w kierunku grupki ludzi stojących obok stołu z przekąskami. Przeciskałyśmy się między tańczącymi ludźmi, bo Mela uważała, że ta droga będzie na "skróty". Poczułam jak ktoś mnie popchnął i gdyby nie czyjeś ręce trzymające mnie w talii leżałabym na ziemi. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego blondyna o niebieskich oczach.
- Cześć. - Szeroko się do mnie uśmiechnął.
- Czy my się znamy?