poniedziałek, 10 listopada 2014

Chapter three

- Cześć Mel! - Szatyn szeroko uśmiechnął się do blondynki i ją do siebie przytulił.
- Cześć Jay! - Zaśmiała się i odwzajemniła jego gest. Kiedy się już od siebie odsunęli chłopak popatrzył się na mnie.
- Cześć Rose... Ślicznie wyglądasz. - Delikatnie się do mnie uśmiechnął. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam się na niego obojętnym wyrazem twarzy, chodź w głębi siebie czułam, że jeślibym mogła, to bym go pobiła i wykrzyczała mu jeszcze raz to wszystko co mu powiedziałam kiedy ze sobą zrywaliśmy. Mimo, że nasz związek zakończył się pół roku temu, to i tak każde spotkanie z nim boli. Cholernie boli.
- Wiecie nie chce wam przeszkadzać, sam się śpieszę, więc nie będę was zatrzymywać. Pa. - Jeszcze raz przytulił Mel i popatrzył się na mnie wzrokiem jakiego u niego jeszcze nigdy nie widziałam. Jakby żałował tego, co mi zrobił. Odgoniłam tę myśl od siebie i odwróciłam głowę. Chłopak westchnął i odszedł.
- Długo się znacie? - Popatrzyłam się na blondynkę.
- Od zawsze. - Uśmiechnęła się do mnie.
- A podoba ci się? - Dziewczyna zrobiła duże oczy.
- Czemu się pytasz?
- Bo nie wiem, czy mam cię przed nim ostrzegać, czy nie.
- Aha. Nie podoba mi się, a nawet jakbym była w nim zabujana, to i tak nic by z tego nie wyszło, bo jest moim kuzynem. - Szeroko się  do mnie uśmiechnęła.
- On jest twoim kuzynem?
- Tak, ale nie widujemy się często. Tylko na jakiś ważniejszych imprezach, jak urodziny, czy imieniny kogoś z rodziny, i to nie zawsze, bo czasami nie chce mi się jeździć i zostaje w domu.
- Aha.
- A tak apropo imprez, to który jest dzisiaj?
- Pierszy Lipca, a czemu pytasz?
- O Boże!! Kompletnie zapomniałam!! Dzisiaj Susie robi imprezę urodzinową!! Chodź szybko, musimy się na nią przygotować!!! - Chwyciła mnie za rękaw i pociągnęła w stronę sklepów...
~*~
Siedziałyśmy u mnie w pokoju i przygotowywałyśmy się na urodziny Susan. Nie znam dziewczyny, ale Mela zapewniła mnie, że i ona i reszta jej paczki na pewno mnie polubią. Nie byłam tego tak bardzo pewna, ale blondynka nie dała się przegadać i sama poszła do mojej mamy i wszystko załatwiła. 
- To o której Mike nas tam zawiezie?! - Spytałam się przyjaciółki w trakcie nakładania tuszu na rzęsy.
- Twoja mama powiedziała, że zawiezie nas o 18:00, a jest wpół do, więc mamy jeszcze trzydzieści minut.
- No to spoko. - Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i wyszłam z łazienki. - I jak wyglądam? - Popatrzyłam się na blondynkę i obróciłam dookoła własnej osi.
- WOW! Wyglądasz genialnie! Ślicznie! - Klasnęła w dłonie i szeroko się uśmiechnęła. 
- Ty też wyglądasz pięknie. - Uśmiechnęłam się do niej. Ja byłam ubrana tak, a Melanie tak.
- Gdzie położyłaś prezent? - Popatrzyła się na mnie.
- Jest na moim biurku. - Na moje słowa blondynka podeszła do mebla i schowała naszyjnik z sówką i kolczyki sówki do pudełeczka, a później do torebeczki.
- Dlaczego zerwałaś z Jay'em? - Usiadła obok mnie na moim łóżku i uważnie mi się przyjrzała. Przymknęłam oczy wzięłam głęboki wdech. Wiedziałam, że o to zapyta.
- Bo bawił się moimi uczuciami, bo cały czas mnie oszukiwał i zrobił ze mnie totalną idiotkę. - Popatrzyłam się przed siebie i poczułam jak po moim policzku spływa pojedyncza łza, którą od razu starłam wierzchem dłoni.
- Bolało cię to prawda?
- Nawet nie wiesz jak. Najgorsze było to, że on mnie zdradzał i okłamywał jednocześnie. Wyobraź sobie, że pewnego dnia szłam sobie jedną z ulic w Palm Springs i zobaczyłam jego siedzącego w kawiarence z jakąś dziewczyną i bynajmniej to nie była jego koleżanka. Weszłam do tej kawiarni, podeszłam do nich i grzecznie się spytałam kim ona jest. On odszedł ze mną kawałek od stolika i powiedział, że to jest jego kuzynka. Uwierzyłam mu, bo dlaczego nie miałam? Wcześniej nigdy mnie nie okłamał, a przynajmniej to kłamstwo nie wyszło na jaw. Tydzień po tym wydarzeniu spotkałam się przez przypadek w centrum handlowym z tą dziewczyną i dowiedziałam się, że to nie jest jego kuzynka i to ona myślała, że ja nią jestem. Jak się okazało miała z nim wtedy spotkanie, więc razem na niego poczekałyśmy. Jak przyszedł od razu z nim zerwałam, i od tamtej pory nie chcę mieć z nim nic wspólnego. - Popatrzyłam się na Mel. - Dobra koniec tego użalania się nad sobą. Chodź do kuchni napić się wody i uśmiech, bo idziemy na imprezę. - Szeroko się uśmiechnęłam i pociągnęłam dziewczynę za sobą. Zeszłyśmy do kuchni i nalałam nam do szklanek przeźroczystej cieczy.
- Trzeba was już odwieźć nie? - Do kuchni wszedł Mike.
- No dobrze by było. - Uśmiechnęłam się do brata i wzięłam łyk napoju.
- To dajcie mi dwie minuty. Muszę się przebrać, bo jestem cały usmarowany smarem. - Powiedział i pobiegł do swojego pokoju. Przeszłam z dziewczyną na korytarz i zarzuciłam na siebie kurtkę, a Mela założyła sweter. Czekałyśmy na Michael'a, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i nie patrząc się przez wizjer je otworzyłam.
- Jason?! Co ty tutaj robisz? Skąd wiesz gdzie ja mieszkam? - Popatrzyłam się zszokowana na chłopaka. Byłam jednocześnie i zdziwiona i zła.
- Możemy porozmawiać? - Zignorował moje pytania.
- Nie. - Wypowiadają te słowa z góry zszedł Mike. - Nie mam teraz czasu... Zresztą dla ciebie nigdy nie będę miała. - Wyminęłam go i podeszłam do samochodu brata. Michael otworzył mi i Mel drzwi i pomógł wsiąść do pojazdu, po czym sam to zrobił i ruszyliśmy. Melanie mówiła mojemu bratu którędy ma jechać i na miejscu byliśmy 10 minut później.
- Dzięki. - Cmoknęłam brata w policzek i wysiadłam z Mel z samochodu. Chłopak się zaśmiał i odjechał. Podeszłyśmy do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Po chwili otworzyła nam uśmiechnięta szatynka.
- Cześć Mel!!! - Krzyknęła i powiesiła się na szyi blondynki.
- Cześć Sus! - Dziewczyna się zaśmiała. Weszłyśmy do środka i miałam chwile czasu na rozejrzenie się po mieszkaniu. Znajdowałyśmy się w obszernym holu. Po prawo znajdowały się schody na wyższe piętro, a za nimi było przejście w kształcie łuku, jak mniemam do kuchni. Po lewej stronie takie samo przejście było do salonu, który był niżej niż reszta domu, ponieważ trzeba było zejść po trzech płaskich schodkach. Na końcu korytarza po lewej stronie zauważyłam białe drzwi i założę się, że tam będzie łazienka, a na wprost były wielkie szklane drzwi, które prowadziły do ogrodu.
- Susan poznaj moją przyjaciółkę Rose. Poznałam ją na kolonii.
- Cześć. - Szatynka szeroko się do mnie uśmiechnęła i wyciągnęła do mnie rękę. - Jestem Susan, ale możesz do mnie wołać Sus, lub Susie, albo jakkolwiek inaczej. Delikatnie się zaśmiała.
- Hej. - Uścinęłam jej dłoń. - Ja jestem Rosemary, ale mów do mnie albo Rose, albo Rosie, bo nienawidzę, jak do mnie się woła Rosemary.
- Spoko. Zapamiętam. - Tym razy obydwie się zaśmiałyśmy.
- Wy tu gadu gadu, a ty jeszcze nie dostałaś prezentu. - Mela podała szatynce torebeczkę z prezentem. Dziewczyna wyjęła z niej pudełeczko, a następnie je otworzyła.
- O MAMO!!! To jest piękne!! Dziękuję kochane. - Przytuliła każdą z nas po kolei.
- Wiedziałam, że ci się spodoba. - Blondynka szeroko się uśmiechnęła.
- Idźcie do ogrodu, bo tam jest impreza. Ja zaraz dołączę, tylko odniosę biżuterię. - Posłała nam ciepły uśmiech i kilkoma susami pokonała schody. Ruszyłyśmy korytarzem i kiedy przeszłam przed drzwi tarasowe moim oczom ukazał się wielki ogród z mnóstwem ludzi.
- WOW. Nie mówiłaś, że będzie tu tyle ludzi. - Szepnęłam do blondynki.
- Bo sama nie wiedziałam. Widzę ich! Chodź! - Krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę. Zeszłyśmy po schodkach z tarasu na kamienną ścieżkę i ruszyłyśmy w kierunku grupki ludzi stojących obok stołu z przekąskami. Przeciskałyśmy się między tańczącymi ludźmi, bo Mela uważała, że ta droga będzie na "skróty". Poczułam jak ktoś mnie popchnął i gdyby nie czyjeś ręce trzymające mnie w talii leżałabym na ziemi. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego blondyna o niebieskich oczach.
- Cześć. - Szeroko się do mnie uśmiechnął.
- Czy my się znamy?

wtorek, 28 października 2014

Chapter two

- Rose?! - Blondynka zrobiła duże oczy.
- Jezu to naprawdę ty! O mój boże jak ja cię dawno nie widziałam! - Krzyknęłyśmy równocześnie, po czym przytuliłyśmy się do siebie. Kiedy już się od siebie "odkleiłyśmy" popatrzyłyśmy się na naszych rodziców, którzy stali i patrzyli się na nas jak na jakiś kosmitów. 
- To wy się znacie? - Pierwszy odezwał się mój tata.
- Tak. Poznałyśmy się dwa lata temu na koloni. - Uśmiechnęłam się do taty. - Dobra, to my wam nie przeszkadzamy i idziemy do mnie do pokoju. - Nie czekając na reakcję rodziców pociągnęłam za sobą dziewczynę w stronę schodów...
*Michael pov*
Szedłem sobie ulicami Nowego Yorku i podziwiałem okolicę. Nie chciało mi się siedzieć w domu i słuchać o czym gadają starzy z sąsiadami. Nie interesowało mnie to za bardzo, więc postanowiłem zmyć się z domu na te kilka godzin. Usiadłem własnie obok fontanny, kiedy usłyszałem znajomy głos.
- Michael? Siema stary!
Odwróciłem głowę i zobaczyłem uśmiechniętego przyjaciela.
- Cześć Alan! - Uścisnąłem jego rękę.
- Co ty tutaj robisz?
Przesunąłem się w prawo, a Al zajął miejsce obok mnie.
- Starzy postanowili się tutaj przeprowadzić, bo matka znalazła lepszą pracę, a ojca przenieśli. Po przemyśleniu wszystkich za i przeciw doszedłem do wniosku, że tutaj są lepsze możliwości do znalezienia pracy, więc zabrałem się razem z nimi.
- A co z El?
- A co ma z nią być? To chyba oczywiste, że przyleciała z nami. A ty? Co tutaj robisz?
- Ja? - Uśmiechnął się do mnie. - Żyję, pracuję, bawię się. Czego chcieć więcej?
- A właśnie. Nie wiesz gdzie zdobyć dobrze płatną pracę? - Popatrzyłem się na kumpla.
- Ty jesteś z zawodu barmanem nie?
- Taaak... A co?
- Jak chcesz, to mogę cię zatrudnić u siebie. Wiesz prowadzę klub nocny, a para rąk zawsze jest potrzebna, to co? Wchodzisz w to? - Wyciągnął do mnie rękę.
- Wchodzę. - Uścisnąłem ją i się uśmiechnąłem.
- Ty. Stary, a to nie jest twoja siostra? - Wskazał ręką w stronę ludzi. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Rose, która szła razem z jakąś blondynką.
*Rose pov*
Nie chciało nam się siedzieć w domu, a ponieważ pogoda jest świetna postanowiłam z Mel, że przejdziemy się po parku. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałam, że mam do niego tak blisko.
- El! El! Elka!
Słyszałam jak ktoś wołał jakąś dziewczynę. Ludzie mogliby być trochę bardziej wychowani. Ale po co? Przecież trzeba wiedzieć, że idzie wielki pan, który na dodatek drze się w niebo głosy.
- Ej Rose.
- Tak Mela? - Odwróciłam głowę w stronę przyjaciółki.
- Popatrz się na tego gościa. - Wskazała głową w stronę dwóch typków, którzy siedzieli zaraz obok fontanny. Jeden z nich patrzył się na mnie i do mnie machał. Pokręciłam głową i zachichotałam
- On mnie woła. - Powiedziałam do Mel, po czym pociągnęłam ją w ich kierunku.
- Do ciebie? Przecież ty masz na imię Rose, a nie El.
- Moje drugie imię to Eleanor. Ten typek, co tak się darł, to przyjaciel mojego brata, który siedzi obok niego.
- Ale nadal nie rozumiem dlaczego woła do ciebie El. - Powiedziała z wyrzutem. Głośno westchnęłam.
- Kiedy Alan, tak tak ma na imię - Uprzedziłam pytanie Mel. - Dowiedział się, że na drugie mam Eleanor powiedział, że bardziej do mnie pasuje niż Rosemary i zaczął do mnie wołać El.
- Aha... To spoko.
W ciszy doszłyśmy do chłopaków siedzących pod fontanną.
- El! - Usłyszałam krzyk Alan'a kiedy tylko do nich podeszłyśmy i nim zdążyłam odpowiedzieć, czy jakkolwiek zareagować chłopak mocno się do mnie przytulił. Naprawdę bardzo mocno mnie to zdziwiło, bo on nigdy, ale to NIGDY nie był miły w stosunku do mnie.
- Alan czy możesz mnie puścić? Powoli brakuje mi powietrza. - Powiedziałam, po czym poczułam jak chłopak rozluźnia uścisk i mnie puszcza. Odsunęłam się od chłopaka i stanęłam obok blondynki.
- Nie wiem co ty dzisiaj jarałeś Al, ale radzę ci zmień dilera, bo coś za bardzo ci odwala. - Popatrzyłam się na bruneta, który zmarszczył brwi, lecz po chwili szeroko się do mnie uśmiechnął. Przewróciłam oczami i głośno westchnęłam. - Mike, Al poznajcie moją przyjaciółkę Melanie. Mel to jest Michael i Alan.
- Cześć. - Blondynka szeroko się uśmiechnęła i wyciągnęła rękę w stronę chłopaków.
- Siema. - Odpowiedzieli równocześnie, po czym ją do siebie przytulili.
- Ekhem. - Odchrząknęłam, po czym wszyscy po patrzyli się na mnie.
- Co? - Mike uniósł jedną brew do góry.
- Nie to, że mam coś do tego, że jesteście tacy mili i w ogóle, ale chciałabym pochodzić z Mel po galerii, więc nie obraźcie się, ale będziemy lecieć. - Chwyciłam blondynkę za rękę i pociągnęłam ją w kierunku sklepów.
- Wiesz całkiem miły jest ten twój brat i jego kumpel. - Uśmiechnęła się do mnie Mela, gdy weszłyśmy do wielkiego centrum handlowego.
- No można tak powiedzieć. Ogólnie to są dziwni ludzie, ale da rady z nimi wytrzymać. - Odpowiedziałam przyjaciółce tym samym. - Do którego sklepu idziemy najpierw?
- Co powiesz na Sinsay? Podobno są tam jakieś wyprzedaże.
- Jak dla mnie może być. - Ruszyłam razem z dziewczyną korytarzem kierując się w stronę wybranego sklepu. Szłyśmy tak chwilę, kiedy usłyszałyśmy czyjś krzyk.
- Melanie! - Jak zsynchronizowane obróciłyśmy głowy w lewą stronę i zobaczyłyśmy bruneta idącego w naszym kierunku. No nie! On też musi być tutaj?! Akurat tutaj?! Nie ma innego miasta na ziemi?!
- Jason... - Powiedziałam na tyle głośno, żeby Mel mnie usłyszała, ale na tyle cicho, żeby inni już mieli z tym problem.
- Po tonie twojego głosu słyszę, że nie jesteś zadowolona, że go widzisz. A tak w ogóle, to skąd go znasz?
- To mój były...

środa, 17 września 2014

Chapter One

- Rose... Rose... - Poczułam jak ktoś klepie mnie po ramieniu. Otworzyłam powoli oczy, które przetarłam, aby przyzwyczaiły się do jasności jaka mnie otaczała. Obróciłam powoli głowę i zobaczyłam Mike'a.
- Czego chcesz? - Warknęłam na niego zła, że mnie obudził. Gdyby był konkurs na największego śpiocha na pewno bym go wygrała.
- Lądujemy. - Odpowiedział niezrażony moim tonem głosu kiedy do niego mówiłam, po czym obrócił się do mnie bokiem. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że znajduję się w samolocie. Zamknęłam oczy i w myślach zrobiłam facepalm'a. Ale ze mnie ciemne dziecko. Jak można zapomnieć, że leci się do miasta swoich marzeń?! Do takich rzeczy, to tylko ja jestem zdolna. Zaczęłam się wiercić w miejscu, a kiedy wygodnie się usadowiłam zaczęłam gapić się przez szybę.
- Ej mała obraziłaś się na mnie? - Mike szturchnął mnie w ramię.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie "mała" to coś ci zrobię. - Odwróciłam głowę w stronę brata. - I nie obraziłam się. Po prostu myślę. - Znowu zaczęłam patrzyć się na świat znajdujący się po drugiej stronie samolotowego okna. - Myślę jak bardzo zmieni się moje życie. O ile się zmieni. A jestem przekonana, że tak będzie. 
- Strasznie ci się nudzi nie?
- Trochę a co?
- Bo włączyła ci się opcja "filozof". - Odwróciłam się z powrotem w stronę brata i zobaczyłam na jego twarzy ogromny uśmiech.
- To ja już nawet nie mogę głośno pomyśleć? To jest ta wolność? Że nawet na głos nie można powiedzieć swoich przemyśleń? - Udałam poważną i Mike chyba to kupił, bo od razu spoważniał.
- A coś ty taki poważny nagle się zrobił? - Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, o ile jest to możliwe.
- Ja? To ty próbujesz tu filozofować. Ja tylko mówię to co widzę.
- Dobra. Niech ci będzie... A tak z innej beczki. Kiedy lądujemy? Gadamy chyba z piętnaście minut, a jak ty mnie budziłeś, to powiedziałeś, że i tutaj cię cytuję "lądujemy", więc powinniśmy już wylądować.
- Lądujemy za jakieś... pół godziny. - Popatrzył się na zegarek, później na mnie i się uśmiechnął. Myślałam, że mnie krew zaleje.
- I od tak dla zabawy odebrałeś mi godzinę snu tak?
- No jakby na to nie patrzeć, to odpowiedź zawsze będzie pozytywna. - Teraz na jego twarzy był widoczny uśmiech szeroki na całą szerokość jego twarzy.
- A ty co? Szczękościsku dostałeś, że tak się szczerzysz? - Zadowolona popatrzyłam się na brata, który od razu popatrzył się na mnie obojętnym wzrokiem.
- Nie nie dostałem szczękościsku. Po prostu w przeciwieństwie do ciebie nie jestem cały czas pochmurny.
- Nie jestem cały czas pochmurna. Do twojej świadomości, wśród znajomych byłam najbardziej uśmiechniętą i roześmianą osobą. Tylko przy tobie psuje mi się humor, bo zachowujesz się jak rodzice.
- Tak uważasz?
- Tak.
- To przepraszam, że cię obudziłem. Już zostawiam cię w spokoju. - Uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił się do mnie bokiem i zaczął słuchać muzyki. Westchnęłam głośno i odwróciłam głowę w stronę okna. Poszłam w ślady brata i po chwili słyszałam pierwsze dźwięki piosenki Problem Arianny Grande. Moje kontakty z Mike'iem są jakby to ująć... skomplikowane. Raz kłócimy się o wszystko, innym razem śmiejemy z byle czego, ale potrafimy też ze sobą szczerze porozmawiać. Niektórym takie ciągłe kłótnie mogą przeszkadzać, ale my uważamy to za normalne. Najlepsze jest to, że my się na siebie nie obrażamy. Nie wiem, czy to ogarniecie, ale możemy się skłócić na tak zwany foch forever, a za dziesięć minut rozmawiać jak gdyby nigdy nic się nie stało. I właśnie to lubię najbardziej.  Że mimo wszystko trzymamy się razem. Bo przecież jest nas tylko dwójka rodzeństwa i powinniśmy się wspierać nie? Chyba, że to tylko ja mam takie wyobrażenie o tym jak powinno zachowywać się rodzeństwo... No ale nie ważne. Gapiąc się tak za okno zaczęłam robić się senna, więc pomyślałam, że chwila drzemki dobrze mi zrobi, więc zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę morfeusza.
***
- Rosie! Rosie chodź tutaj! - Usłyszałam jak moja mama mnie woła. Siedziałam u siebie w nowym pokoju i rozpakowywałam nowe rzeczy. Można powiedzieć, że już byłam rozpakowana, bo ciuchy były wszędzie, tylko nie w walizce. Zostało tylko powkładanie ich do szafy.
- Już idę! - Odkrzyknęłam, żeby po mnie nie przyszła, bo gdyby zobaczyła w jakim stanie jest mój pokój, to by zrobiła awanturę, a ja przecież zaraz to wszystko posprzątam. Zbiegłam po schodach na korytarz, a następnie powolnym krokiem weszłam do salonu, w którym siedziała moja mama i czytała jakąś książkę.
- Po co mnie wołałaś? - Stanęłam w drzwiach i założyłam rękę na rękę.
- Dziś popołudniu przyjdą do nas goście. - Moja rodzicielka ściągnęła okulary i odłożyła je na stolik, po czym popatrzyła się na moją osobę.
- Goście, czyli kto?
- Nasi sąsiedzi z naprzeciwka...
- I będę musiała z wami siedzieć tak?
- Rose nie dałaś mi dokończyć. Nasi sąsiedzi z naprzeciwka, którzy mają córkę w twoim wieku, więc myślę, że będziecie siedzieć razem u ciebie w pokoju. - Kiedy skończyła wypowiedź głośno odetchnęłam. Uwierzcie zrobiłabym wszystko, żeby tylko z nimi nie siedzieć. Nawet zajmować się jakimś bachorem. A to, że mają córkę i to na dodatek w moim wieku, jest tylko plusem.
- Tak mamo będziemy siedzieć u mnie. Mam pytanie. Popołudniu, to znaczy o której?
- Pani Wood powiedziała, że przyjdą coś koło 16. - Uśmiechnęła się do mnie.
- Okey. Mogę już iść? - Również się uśmiechnęłam, na co mama kiwnęła głową i ruszyłam biegiem do swojego pokoju. Zostały mi nie całe dwie godziny, a muszę ogarnąć pokój.

Ostatnia para spodni i... gotowe! Z szczerym uśmiechem rozejrzałam się po pokoju. Był czysty, a wszystko było idealnie poukładane. Nie to, że jestem nie wiadomo jakim czyściochem. Po prostu lubię mieć wokół siebie porządek, bo nie trzeba wszędzie szukać swoich rzeczy. Zadowolona usiadłam na moim łóżku po turecku, a na nogach położyła laptopa, którego włączyłam. Sprawdziłam tumblr'a i miałam zamiar włączyć facebook'a, kiedy usłyszałam, że drzwi do mojego pokoju zostały otworzone. Podniosłam głowę znad monitora i popatrzyłam się na Mike'a, który stał w progu i się na mnie patrzył.
- Po pierwsze puka się, a po drugie czego chcesz? - Położyłam laptopa koło mnie i założyłam rękę na rękę.
- Po pierwsze pukałem, a po drugie mama cię woła, bo sąsiedzi już przyszli. - Powiedział i wyszedł. Głośno westchnęłam i zwlokłam się z łóżka. Przeniosłam laptopa na moje biurko,  wyłączyłam go i powoli ruszyłam do celu mojej podróży jakim jest salon. Szczerze, to nie chce mi się dzisiaj poznawać nikogo nowego. Może jutro, ale na pewno nie dzisiaj. Pierwszy dzień po podróży i od razu goście. To chyba nie jest normalne. Zeszłam na hol i zobaczyłam moich rodziców witających się z państwem Wood o ile się nie mylę.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się do wszystkich, po czym stanęłam obok mojej mamy.
- Jade, Bob to jest moja córka Rosemary. - Na słowa mojej rodzicielki się uśmiechnęłam. - Rose to jest państwo Wood. Jade i Bob. - Małżeństwo uśmiechnęło się do mnie. Kobieta była szczupłą blondynką, natomiast jej mąż był wysokim szatynem.
- To teraz poznajcie naszą córkę Melanie. - Zza kobiety wyszła uśmiechnięta blondynka. Normalnie młodsza kopia swojej matki.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się do moich rodziców. Dokładnie się jej przyjrzałam, przeanalizowałam jej głos i mnie olśniło.
- Mel to ty?!

piątek, 29 sierpnia 2014

Prolog

28.05.2013r.
Siema stary!
Wiem, że do pamiętnika powinno się pisać "kochany pamiętniczku", no ale właśnie - powinno. Ja nie jestem tym rodzajem dziewczyn, które mają swoje pamiętniczki i zapisują w nich wszystko co się w ich życiu wydarzyło. Nie będę cię nawet nazywać dziennikiem, bo na pewno nie będę tutaj wpisywać codziennie jakiś głupich notek. Powiedzmy, że będziesz moim przypominaczem ważnych dla mnie wspomnień. A tak w ogóle, to może chcesz wiedzieć, kim jest twoja właścicielka co? Nawet jak nie, to i tak ci powiem. Nazywam się Rose Evans i dzisiaj kończę 17 lat. Mam 20-letniego brata Michael'a i oczywiście rodziców. Mieszkam w Palm Springs i nie narzekam. Mam znajomych, dużo miejsca do wpadania w tarapaty... No właśnie. Czy wspominałam, że kłopaty to moje drugie imię? Jak nie, to już wiesz. Jezu jak ja się rozpisałam... Bo zaraz pomyślę, że zmieniam się w te dziewczyny co o nich wspominałam na początku. Dobra. Ja już spadam. Bo mi zaraz wszyscy zjedzą tort urodzinowy, a poza tym nie chcę pominąć bitwy na balony z wodą. To chyba będą jedne z moich najbardziej udanych imprez!
25.06.2013r.
Siema stary!
Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa! Tak w sumie, to jestem i szczęśliwa i smutna. Wiesz... Takie 50/50. Pewnie jesteś ciekawy dlaczego. Otóż dzisiaj po zakończeniu roku szkolnego - z czego również nieziemsko się cieszę, bo mam wakacje! - mój "kochany braciszek" przywiózł mnie do domu, gdzie rodzice poinformowali mnie, że wyjeżdżam do NYC! Ogarniasz to? Nowy Jork. Moje ukochane miasto. Smutna jestem, ponieważ jak się okazało przeprowadzamy się tam na stałe i już wątpię, żebym spotkała się z moimi "ziomkami". No ale są przecież komputery, telefony, internet, więc kontakt z nimi na pewno będę miała. Jestem tylko ciekawa, bo jak już tam zamieszkam, to poznam kogoś nowego? Rodzice oprócz tego, że wyjeżdżamy nic mi nie powiedzieli, dlatego nie wiem, czy na osiedlu w którym zamieszkamy będą ludzie w moim wieku. Ale o tym się dowiem na miejscu. Kończę, bo mama mnie woła na obiad i jeszcze się muszę przebrać w jakieś mniej eleganckie ubrania. 


01.07.2013r.
Siema stary!
Jestem taka podekscytowana!!! Dzisiaj wylatujemy do Nowego Jorku!!!! Aaaaa!! Jak ja się cieszę! Zobaczę miasto swoich marzeń, a co najlepsze zostanę tam na zawsze. Ale spokój. Muszę się zachowywać normalnie, bo jeszcze rodzice pomyślą, że jestem chora psychicznie i albo umówią mnie z psychiatrą, albo z psychologiem. Ale mniejsza o to. Jestem spakowana w stu procentach i biorę wszystko. No może oprócz mebli... Do odlotu samolotu mam 2 godziny, ale dojazd na lotnisko i wszystkie inne rzeczy zajmą trochę czasu, więc wylatujemy za piętnaście minut. O przepraszam! Mój "kochany" brat mnie woła, że już wyjeżdżamy. Więc nie zostało mi nic innego jak napisać:
Nowy Jorku nadchodzę!!!