środa, 17 września 2014

Chapter One

- Rose... Rose... - Poczułam jak ktoś klepie mnie po ramieniu. Otworzyłam powoli oczy, które przetarłam, aby przyzwyczaiły się do jasności jaka mnie otaczała. Obróciłam powoli głowę i zobaczyłam Mike'a.
- Czego chcesz? - Warknęłam na niego zła, że mnie obudził. Gdyby był konkurs na największego śpiocha na pewno bym go wygrała.
- Lądujemy. - Odpowiedział niezrażony moim tonem głosu kiedy do niego mówiłam, po czym obrócił się do mnie bokiem. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że znajduję się w samolocie. Zamknęłam oczy i w myślach zrobiłam facepalm'a. Ale ze mnie ciemne dziecko. Jak można zapomnieć, że leci się do miasta swoich marzeń?! Do takich rzeczy, to tylko ja jestem zdolna. Zaczęłam się wiercić w miejscu, a kiedy wygodnie się usadowiłam zaczęłam gapić się przez szybę.
- Ej mała obraziłaś się na mnie? - Mike szturchnął mnie w ramię.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie "mała" to coś ci zrobię. - Odwróciłam głowę w stronę brata. - I nie obraziłam się. Po prostu myślę. - Znowu zaczęłam patrzyć się na świat znajdujący się po drugiej stronie samolotowego okna. - Myślę jak bardzo zmieni się moje życie. O ile się zmieni. A jestem przekonana, że tak będzie. 
- Strasznie ci się nudzi nie?
- Trochę a co?
- Bo włączyła ci się opcja "filozof". - Odwróciłam się z powrotem w stronę brata i zobaczyłam na jego twarzy ogromny uśmiech.
- To ja już nawet nie mogę głośno pomyśleć? To jest ta wolność? Że nawet na głos nie można powiedzieć swoich przemyśleń? - Udałam poważną i Mike chyba to kupił, bo od razu spoważniał.
- A coś ty taki poważny nagle się zrobił? - Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, o ile jest to możliwe.
- Ja? To ty próbujesz tu filozofować. Ja tylko mówię to co widzę.
- Dobra. Niech ci będzie... A tak z innej beczki. Kiedy lądujemy? Gadamy chyba z piętnaście minut, a jak ty mnie budziłeś, to powiedziałeś, że i tutaj cię cytuję "lądujemy", więc powinniśmy już wylądować.
- Lądujemy za jakieś... pół godziny. - Popatrzył się na zegarek, później na mnie i się uśmiechnął. Myślałam, że mnie krew zaleje.
- I od tak dla zabawy odebrałeś mi godzinę snu tak?
- No jakby na to nie patrzeć, to odpowiedź zawsze będzie pozytywna. - Teraz na jego twarzy był widoczny uśmiech szeroki na całą szerokość jego twarzy.
- A ty co? Szczękościsku dostałeś, że tak się szczerzysz? - Zadowolona popatrzyłam się na brata, który od razu popatrzył się na mnie obojętnym wzrokiem.
- Nie nie dostałem szczękościsku. Po prostu w przeciwieństwie do ciebie nie jestem cały czas pochmurny.
- Nie jestem cały czas pochmurna. Do twojej świadomości, wśród znajomych byłam najbardziej uśmiechniętą i roześmianą osobą. Tylko przy tobie psuje mi się humor, bo zachowujesz się jak rodzice.
- Tak uważasz?
- Tak.
- To przepraszam, że cię obudziłem. Już zostawiam cię w spokoju. - Uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił się do mnie bokiem i zaczął słuchać muzyki. Westchnęłam głośno i odwróciłam głowę w stronę okna. Poszłam w ślady brata i po chwili słyszałam pierwsze dźwięki piosenki Problem Arianny Grande. Moje kontakty z Mike'iem są jakby to ująć... skomplikowane. Raz kłócimy się o wszystko, innym razem śmiejemy z byle czego, ale potrafimy też ze sobą szczerze porozmawiać. Niektórym takie ciągłe kłótnie mogą przeszkadzać, ale my uważamy to za normalne. Najlepsze jest to, że my się na siebie nie obrażamy. Nie wiem, czy to ogarniecie, ale możemy się skłócić na tak zwany foch forever, a za dziesięć minut rozmawiać jak gdyby nigdy nic się nie stało. I właśnie to lubię najbardziej.  Że mimo wszystko trzymamy się razem. Bo przecież jest nas tylko dwójka rodzeństwa i powinniśmy się wspierać nie? Chyba, że to tylko ja mam takie wyobrażenie o tym jak powinno zachowywać się rodzeństwo... No ale nie ważne. Gapiąc się tak za okno zaczęłam robić się senna, więc pomyślałam, że chwila drzemki dobrze mi zrobi, więc zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę morfeusza.
***
- Rosie! Rosie chodź tutaj! - Usłyszałam jak moja mama mnie woła. Siedziałam u siebie w nowym pokoju i rozpakowywałam nowe rzeczy. Można powiedzieć, że już byłam rozpakowana, bo ciuchy były wszędzie, tylko nie w walizce. Zostało tylko powkładanie ich do szafy.
- Już idę! - Odkrzyknęłam, żeby po mnie nie przyszła, bo gdyby zobaczyła w jakim stanie jest mój pokój, to by zrobiła awanturę, a ja przecież zaraz to wszystko posprzątam. Zbiegłam po schodach na korytarz, a następnie powolnym krokiem weszłam do salonu, w którym siedziała moja mama i czytała jakąś książkę.
- Po co mnie wołałaś? - Stanęłam w drzwiach i założyłam rękę na rękę.
- Dziś popołudniu przyjdą do nas goście. - Moja rodzicielka ściągnęła okulary i odłożyła je na stolik, po czym popatrzyła się na moją osobę.
- Goście, czyli kto?
- Nasi sąsiedzi z naprzeciwka...
- I będę musiała z wami siedzieć tak?
- Rose nie dałaś mi dokończyć. Nasi sąsiedzi z naprzeciwka, którzy mają córkę w twoim wieku, więc myślę, że będziecie siedzieć razem u ciebie w pokoju. - Kiedy skończyła wypowiedź głośno odetchnęłam. Uwierzcie zrobiłabym wszystko, żeby tylko z nimi nie siedzieć. Nawet zajmować się jakimś bachorem. A to, że mają córkę i to na dodatek w moim wieku, jest tylko plusem.
- Tak mamo będziemy siedzieć u mnie. Mam pytanie. Popołudniu, to znaczy o której?
- Pani Wood powiedziała, że przyjdą coś koło 16. - Uśmiechnęła się do mnie.
- Okey. Mogę już iść? - Również się uśmiechnęłam, na co mama kiwnęła głową i ruszyłam biegiem do swojego pokoju. Zostały mi nie całe dwie godziny, a muszę ogarnąć pokój.

Ostatnia para spodni i... gotowe! Z szczerym uśmiechem rozejrzałam się po pokoju. Był czysty, a wszystko było idealnie poukładane. Nie to, że jestem nie wiadomo jakim czyściochem. Po prostu lubię mieć wokół siebie porządek, bo nie trzeba wszędzie szukać swoich rzeczy. Zadowolona usiadłam na moim łóżku po turecku, a na nogach położyła laptopa, którego włączyłam. Sprawdziłam tumblr'a i miałam zamiar włączyć facebook'a, kiedy usłyszałam, że drzwi do mojego pokoju zostały otworzone. Podniosłam głowę znad monitora i popatrzyłam się na Mike'a, który stał w progu i się na mnie patrzył.
- Po pierwsze puka się, a po drugie czego chcesz? - Położyłam laptopa koło mnie i założyłam rękę na rękę.
- Po pierwsze pukałem, a po drugie mama cię woła, bo sąsiedzi już przyszli. - Powiedział i wyszedł. Głośno westchnęłam i zwlokłam się z łóżka. Przeniosłam laptopa na moje biurko,  wyłączyłam go i powoli ruszyłam do celu mojej podróży jakim jest salon. Szczerze, to nie chce mi się dzisiaj poznawać nikogo nowego. Może jutro, ale na pewno nie dzisiaj. Pierwszy dzień po podróży i od razu goście. To chyba nie jest normalne. Zeszłam na hol i zobaczyłam moich rodziców witających się z państwem Wood o ile się nie mylę.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się do wszystkich, po czym stanęłam obok mojej mamy.
- Jade, Bob to jest moja córka Rosemary. - Na słowa mojej rodzicielki się uśmiechnęłam. - Rose to jest państwo Wood. Jade i Bob. - Małżeństwo uśmiechnęło się do mnie. Kobieta była szczupłą blondynką, natomiast jej mąż był wysokim szatynem.
- To teraz poznajcie naszą córkę Melanie. - Zza kobiety wyszła uśmiechnięta blondynka. Normalnie młodsza kopia swojej matki.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się do moich rodziców. Dokładnie się jej przyjrzałam, przeanalizowałam jej głos i mnie olśniło.
- Mel to ty?!